wtorek, 27 sierpnia 2013

Uważaj na sąsiadów swych, bo lubią dawać cynk

"Mówisz, że Twoje życie to pasmo ciągłych porażek. Że cały czas ktoś Ciebie ciągnie do dna. Że kolejny kieliszek wódki to nic takiego. Że jeszcze odbijesz się od tego. Że wyjdziesz na wyżyny. Że nie dasz się tak łatwo. 

Mówiłeś tak jeszcze rok temu. Ale teraz milczysz. Dlaczego? Czyżbyś znowu był zalany w trupa? Ach no tak... Jesteś zbyt bardzo zmęczony moją obecnością. Że robię Ci za sumienie. 

Nie chciałeś tutaj trafić, co nie? Jednak życie lubi nas wszystkich kopać w dupę. Nawet Ciebie. Sądzisz, że spotkało Cię nieszczęście. Że los jest dla Ciebie okrutny. Nie, mój drogi. Do tej pory los był za bardzo łaskawy dla takich jak Ty.  Sam siebie ściągnąłeś do tego piekiełka"
(fragment listu od matki)

Zazwyczaj każdy przedstawia się na samym początku. Wyciąga dłoń i klepie starą i znaną jak świat formułkę: "Cześć. Jestem XYZ". A później próbuje się zaprzyjaźnić z innymi ludźmi. Niestety nie jestem Każdy i nie mam na nazwisko Wszyscy. Pytasz mnie jak mam na imię. Nie bądź śmieszny. Tą formalność ogłaszam dopiero na koniec rozmowy. Że niby to nie kulturalne? Och, proszę Cię, zaraz popłaczę się ze śmiechu. Ze zrezygnowaniem kręcisz głową i przechodzisz do kolejnego pytania. Jak się tutaj znalazłem. Wyobraź sobie, że tego to nawet i ja nie wiem. Wyobraź sobie sytuację. Wracasz z imprezy, ale nie w nocy. Nad ranem i kładziesz się spać. Oczywiście wszystkie przedmioty w pokoju zbuntowały się i narobiły dużo hałasu. Kiedy obudziłem się w pokoju siedziała matka, która oznajmiła mi iście zajebistą nowinę. Zostałem przeniesiony do szkoły dla trudnej młodzieży, czaisz to? Bo ja niestety nie.

Czy to nie dziwne jak długo mi się przyglądasz? Jak biegam, jak chodzę, jak leżę czy siedzę. Naprawdę jestem aż takim zjawiskiem, które warto jest oglądać? Mówisz, że mam długie włosy. Owszem, hodowałem je kilka lat. Naprawdę było ciężko, bo za każdym razem moja rodzina patrzyła się na mnie jak na dziwadło. W szkole nauczyciele, gdyby tylko mogli, to z pewnością wzięliby nożyczki i obcięliby je na krótko. Jednak i ta sztuka wymagałaby od nich poświęcenia. Nie należę bowiem do najniższych osób. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu pieprzonego dziwadła. Jakieś siedemdziesiąt kilogramów skóry i kości. Mało, co nie? Raczej dlatego, że czasami jem tylko listek sałaty na dzień, a drugiego potrafię wepchnąć w siebie kilka obiadów, podbierając od czasu do czasu coś koledze z talerza.
Spoglądasz mi w oczy. Naprawdę tego nie rozumiem. Czy jesteś aż tak głupi, czy aż tak odważny, aby to robić. Jedyne co mogę teraz zrobić, to wpatrywać się w Ciebie pustymi, brązowymi, spragnionymi alkoholu oczami. 
Kolejną rzeczą, którą przykuwa Twój wzrok są tatuaże i ubrania. Tatuaży mam sporo, a większość była robiona po pijaku. U kumpla na chacie. Nie wierzysz? Zapytaj się go. To samo Ci odpowie. Według mnie najlepszym z nich jest ten z napisem "Youth Gone Wild". Pierwszy, zawsze podobno jest najlepszy. 
Nadal nie rozumiem Ciebie... Dlaczego tak się przyglądasz. Czyż nie wyglądam jak normalny człowiek? Mam dwie ręce, dwie nogi, oczy, usta, nos... Że co mówisz? A, że te ubrania wyglądają niczym zbroja. Owszem. Kiedy ojciec po raz kolejny pobił mnie... Nie, nie chcę tego wspominać. Skórzaną kurtką przykryłem blizny i siniaki, a na nogi założyłem glany. W takim odzieniu czułem się lepiej. Tak, to moja zbroja. Jestem pieprzonym rycerzem dwudziestego pierwszego wieku. No, może trochę zapijaczonym, ale z krzyżykiem na szyi.

Ogólnie to sądzę, że jestem dobrym człowiekiem. Dlaczego mnie pytasz, czy ja siebie słyszę? Słyszę siebie doskonale. I nadal potwierdzam, to że jestem dobry. Tylko czasami jak ktoś mnie wkurwi to staję się nieprzyjemny. Nie, nie chodzę i nie szukam zaczepki. To ona szuka mnie. Mówisz, że omal kogoś nie pobiłem na śmierć? Jak zasłużył to i dostał. Nie trzeba było mnie drażnić. Dziwi mnie fakt, że kiedy inny widzą mnie, jak wyłażę z siebie, to zamiast iść w swoją stronę, to dolewają oliwy do ognia. 
To ta moja zła strona. Nerwowość i porywczość. Bezczelność... Nie... To nie jest bezczelność. Dlaczego mylisz pojęcie dobitnej szczerości z bezczelnością? Ach, bo przecież to boli ludzi, jak ktoś im powie prawdę. Przecież w dzisiejszym świecie ludzi karmi się kłamstwami, które tak gładko przechodzą przez nasze gardła. 
Kiedyś miałem kota. Czarnego z białymi skarpetkami. Jednak dla moich sąsiadów to się nie spodobało. Otruli Nicka. Był taki ufny wobec innych. Łasił się do każdego jak jakaś mała kurewka. Ale nauczył mnie jednego w swoim krótkim żywocie. Że nie można ufać drugiemu człowiekowi. Bo nie wiadomo kiedy i gdzie wsypie Ci trutkę do piwa. Dlaczego wpajasz mi, że ludzie tacy nie są? Przecież sam gdybyś mógł, to nie siedziałbyś teraz tutaj, tylko miałabyś swój piękny gabinet w poradni psychologicznej, gdzie na drzwiach wisiałaby tabliczka z Twoim imieniem i nazwiskiem. Nadal chcesz mi powiedzieć, że robisz to bezinteresownie? Nie sądzę. 
Kiedyś lubiłem się śmiać. Byłem radosnym, irytującym dzieciakiem, którego wszędzie było pełno. Dzisiaj pozostało tylko jedno: irytujący. 

Miło mi się rozmawiało z Tobą, pani psycholog, ale spójrz na zegar. Jego nie oszukasz. Nasza rozmowa dobiega już końca. Wiesz o mnie sporo, ale z drugiej strony nie wiesz o mnie nic. Zobaczyłaś wiele, ale czy jesteś pewna, że byłem z Tobą szczery? A co jeżeli, jestem dobrym aktorem, który dobrze wykorzystuje swoje umiejętności i nakarmił Ciebie stekiem bzdur? Że to wszystko nie było wyssane z palca? Ludzie kiedy chcą to potrafią grać tak, że nawet nie odróżnisz co jest fikcją, a co rzeczywistością. 
Nikt z nas nie lubi być oszukiwany, ale cały nasz świat ma podłoże zbudowane na kłamstwie. Widziałem oszukane sfory, ale ja ich się nie boję. Dlaczego sądzisz, że nie znam życia? Sugerujesz to dlatego, że mam dopiero osiemnaście lat? Błędna sugestia. Pójdź na dzielnicę, w której się wychowywałem i przetrwaj tam tydzień, mając w portfelu jedynie stówę. A zobaczysz tam rzeczy, o których co niektórzy nie mają pojęcia. Zobaczysz mój świat i może spróbujesz mnie zrozumiesz... 
Na sam koniec pytasz mnie o imię... Uśmiecham się lekko w Twoją stronę, po czym rzucam krótkie: 
Mów mi Will.

William Ray || lat osiemnaście || urodzony 30 września 1995 roku || pieprzony alkoholik i pan 'ciężka pięść' || Sex, drugs and rock & roll || Nie oglądaj się za siebie, bo Ci z przodu ktoś przyjebie || Miał kiedyś zespół, ale na większości prób chlał z kolegami na potęgę || W szkole jest od roku || Zamieszkuje pokój o numerze 13 || Klasa o wydziale artystycznym, emisja dźwięku, wokal || Terapia odwykowa: Alkoholizm || Terapia psychologiczna: Zaburzenia odżywiania.

[W cytacie: "King" T. Love. Na zdjęciach: Sebastian Bach. Wątki i powiązania: TAK. Długość wątków: średnia. Przynajmniej pięć zdań.]

48 komentarzy:

  1. [Witam koleżankę :D Proponuję wątek, co chyba oczywiste, w każdym razie jestem skora zacząć jak podrzucisz mi miejsce akcji. Wcześniej musimy jeszcze zdążyć określić relacje czy najważniejsze - to czy nasze postacie się znają ;)]

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dobra, przyjęłam. Kumplowanie w takim stylu jest jak najbardziej na tak :D Zacznę coś trochę później, bo na ranem lepiej mi się słowa układają w całość ;)]

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  3. Panna Velasco myślała, że tego dnia jej jedynym planem będzie jak co dzień oderwanie myśli od nałogu przy biologicznym bełkocie w podręczniku. Jej to pomaga, o ile zaskoczy z czytaniem i nie zamyśli się gdzieś w połowie. To nie tak, że zapomniała jakie to uczucie jak to jest być na haju i oderwać od tego wszystkiego co ją otacza. Pamiętała to dobrze. Można, by nawet pokusić się o stwierdzenie, że aż za dobrze. Korzystając z przerwy między zajęciami, siedziała na murku przed budynkiem. Cieszyła się póki co obecnością słońca na niebie, póki nie zakryją go przelotem chmury. W uszach miała słuchawki od odtwarzacza i słuchała wylosowanej na oślep piosenki. A trzeba przyznać, że blondynka elektroniki nie słuchała. Co prawda nie obraziła nigdy słuchacza, ale preferowała zupełnie inny gatunek i nie było się tu nawet o co spierać. Bo przecież dyskusja dotycząca gustów nigdy nie kończyła się dobrze. Jedno było pewne dzwonek oznajmiający o rozpoczęciu lekcji już dawno zadzwonił, a pannie Velasco powrót na nie wypadł zupełnie z głowy. No tak... przecież zgrywała taką pilną uczennicę. To nie tak, że zwalała jak co poniektórzy. Jeśli umiała coś i przyswoiła sobie materiał bez zbędnego ślęczenia nad książkami to takie stopnie miała. Nie stanowiły one jednak jakiegoś szczęścia życiowego dla Nancy. Co to, to nie. Jej tylko zależało na tym, aby zerwać swój związek z amfetaminą. Nic więcej się nie liczyło. Poza muzyką.
    A kogóż to ona widzi? Postać jakby znajoma. Sylwetka, długie włosy. Ano, tak. To bez wątpienia Will. Mimowolnie na twarzy blondynki zawitał szeroki, pogodny uśmiech. Znała tego młodego człowieka. Rozsiadła się jakoś tak wygodniej na murku. Wyłączyła odtwarzacz, kiedy był już w niewielkiej odległości i wsadziła go do kieszeni skórzanej kurtki. Oparła ręce na murku i przechyliła głowę w bok, uważnie przyglądając się swojemu koledze.
    - No, no - mruknęła na powitanie. - Kogo my tu mamy? - dodała od razu. Na pierwszy rzut oka było widać, że chłopak był pod wpływem alkoholu. Sprawił, że uśmiech Nancy wyraźnie się poszerzył. Wiele osób tak jak Will olewało zasady odwykowe. I żyło im się łatwiej, lepiej. A może... Skarciła się jednak za niezbyt odpowiednią myśl. - Will jak tylko Cię widzę w takim stanie mam ochotę zbadać Twoją kryjówkę i spróbować tych trunków co Ty. - powiedziała, zaraz zeskakując z murku i poprawiając czerwone spodnie.

    [No wiesz, Ty to się powinnaś wtedy położyć nawet bez zastanowienia ;p Btw. ja wiem, że o pięknej godzinie dodaję wątek xD]

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  4. [Moze wątek ? :D ]

    Kinney

    OdpowiedzUsuń
  5. [Super :D to zacznij a ja to pociągnę dalej :) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ciężko mu się tego dnia wchodziło do tego paskudnego budynku. W dłoni trzymał kawę w cholernym piankowym kubku, w drugiej dłoni teczkę a pod pachą gazetę wcześniej wręczoną przez jakiegoś marnie wyglądającego studenta. Był niewyspany i zły, w dodatku niedopity, a to zawsze gorsze niż przechlanie. Rzucił teczką gdzieś w kąt, postawił kubek na blacie, ściągnął marynarkę i spojrzał na karty leżące na stole. Na niektórych już siedział kurz, albo dopiero miał zamiar, w kilku dawno pająki uwiły sobie piękne mieszkanie pięciopoziomowe, z wielkimi oknami i dużymi ogródkami dla co najmniej armii małych pająków. Jednak pozostało kilka całkiem czystych i nawet niedawno zapisanych.
    -Nie przyjdziecie do mnie to ja się pofatyguje do was – szepnął sam do siebie, chociaż nigdy by nic takiego nie zrobił, bo co go obchodzi los jakiś dzieciaków którzy mogą już się zapisać w kolejce o przeczep wątroby, albo liczyć się z różnymi nowotworami.
    Odwiedził już dwie osoby, a w dłoni została jeszcze jedna teczka.
    Pewnie tamci już dawno są w trumnach – pomyślał. Stanął pod ostatnimi drzwiami i pukał, stwierdził ze nie odejdzie i będzie walił do skutku, co z tego jakby się okazało że dana osoba ma zajęcia. Jeszcze jakby mógł zapalił by papierosa, w razie gdyby musiał zostać tu dłużej. Gdy drzwi się otworzyły, wiedział z jakim typem człowieka ma do czynienia.
    - My się widzimy pierwszy raz – odpowiedział z uniesioną brwią, i wręczył chłopakowi kartkę – Masz tu zapisane w jakich godzinach pracuję i kiedy możesz ze mną gadać. Jeśli oczywiście chcesz, nikt Cię do niczego nie zmusza ale pamiętaj że terapia zawsze skraca tutaj pobyt. – uśmiechnął się złośliwie, sam nie wie czemu tak już miał – Acha, następnym razem jak Cię zobaczę o 23 koło bramy skończysz na zamkniętym piętrze, a uwierz mi tego nie chcesz, bo tam nie będziesz mógł się już wyrwać na ani jednego drinka, na żadne piweczko. Więc następnym razem jak chcesz uciekać patrz dookoła uważniej, ewentualnie podpytaj innych o której można uciekać. To zapraszam dziś po południu, z tego co widzę na zajęcia, ani do rozmowy się nie nadajesz – skrzywił się i poruszył nosem. – Do zobaczenia – odwrócił się i ruszył na górę. Dotarł do klamki na którą czekał już jakieś pół godziny, wziął marynarkę i położył się na szezlągu, zawsze tam siedzieli uczniowie jak nie potrafili rozmawiać prosto w oczy. Już prawie zasypiał, kiedy obudził się gdy drzwi zostały uchylone.


    Kinney

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Pewnie, a masz pomysł? :)]
    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  8. Po wizycie u psychologa miałam chwilę wytchnienia, więc poszłam się przejść. Dzisiaj znów mówiłam o moim byłym chłopaku i o tym czemu zaczęłam ćpać. Co miałam jej powiedzieć? Że mnie zmuszał? Nie, sama chciałam. Że mi groził? Też nie. Travis był dobry, tylko zagubiony. Może trochę mniej zagubiony niż ja. W końcu on tu nie trafił, prawda? Idąc korytarzem wpatrywałam się w swoje nowe martensy, które dostałam w paczce. Rozmiar 6, kolor bordowy z czarnymi podeszwami i żółtą nitką, oczojebne sznurówki w kolorze zgniłej zieleni. Norma. W końcu mój spacer dobiegł końca, bo doszłam do parapetu, na którym usiadłam. Podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam na nich głowę.
    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  9. Ktoś zapukał przed postawieniem nogi w gabinecie, na pewno to nie mógł być żaden uczeń. -Masz czas – szepnęła wysoka blondynka stojąca w drzwiach, ziewnął i leniwie przeciągnął, prawie był w krainie kwitnącej pomarańczy - Mam czas i kaca a czemu pytasz? – spytał siadając na rogu szezlągu. – Jednak to prawda że jesteś byłym alkoholikiem – powiedziała kpiąco, jej nadmuchane usta przykuły całą jego uwagę. – Co się to obchodzi, z resztą wydaje mi się ze nie po to tu jesteś. – przeczesał włosy i zaczął się zastanawiać czy nauczyciele faktycznie nie mają lepszych rzeczy do roboty w pokoju nauczycielskim. - Tak, - to jedyne co usłyszał, odpłynął gdzieś w myślach i zaczął szukać zapalniczki po kieszeniach. – Słuchasz ? – spytała. Pokiwał głową i zapalił papierosa otwierając okno. – Masz nocny dyżur dziś w szkole jest ponad 20 osób które mają problemy po wczorajszej libacji. Nie wiadomo co brali dwie osoby były bliskie śmierci. Ale widzę że z tobą będą mieli zajebistą impreze.
    -Nie zdziw się – w głosie miał ten ton, którego każdy nienawidził, kpiący i zarazem poniżający. Kobieta trzasnęła drzwiami, w jego głowie pozostał obraz jej prawie gołego tyłka. – Niezła suka – szepnął do siebie i sięgnął po telefon. Przez cały dzień nikt nie zjawił się na żadnej nawet najmniejszej konsultacji. Nie licząc dziewczyny, która była najmłodsza i za wszelką cenę chciała wyjść jak najszybciej i chodziła na każdą terapię.
    Dochodziła już północ, ponoć było cicho. Każdy nauczyciel dostał inne piętro. On parter. Zauważył cień przemierzający całe podwórze. Powoli wyszedł z budynku, i po kilku metrach, złapał kogoś. W pierwszym momencie nawet nie wiedział kto to.
    -Nikt Ci nie powiedział ze dzisiaj jest godzina policyjna? – zaśmiał się prowadząc ucznia z powrotem do szkoły, nie ukrywał tego że łatwo nie było. Po chwili spojrzał jeszcze raz i uniósł brwi – Aha, my się znamy – pokręcił głową. – Mówiłem że jak Cię drugi raz zobaczę przed bramą to źle skończysz. – razem z ochroniarzem zaprowadzili chłopaka na najwyższe i najbardziej strzeżone piętro szkoły. – Przykro mi bardzo ale teraz mnie nie unikniesz. – Złożył podpis i odprowadził go wzrokiem do drzwi pokoju, lub jak to uczniowie zwykli nazywać celi. – Miejcie na niego oko – powiedział do wysokiego wielkiego jak dąb faceta. – nie takich tu mieliśmy – odpowiedział niskim głosem.


    Kinney

    OdpowiedzUsuń
  10. Siedziałam tak chyba bardzo długo, bo nie zauważyłam chłopaka, który paląc papierosa szkicował co na kartce. Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek. Moja uwagę przykuły jego długie włosy. Były strasznie długie. Przynajmniej jak na chłopaka. Moje były trochę dłuższe. Znów przymknęłam powieki, ale zaraz się wyprostowałam i oparłam plecami o szybę odchylając głowę lekko do tyłu. - Co rysujesz? - zapytałam nieśmiało chłopaka nie patrząc na niego. Nie żeby była ciekawska, no dobra, byłam. I co z tego?
    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli mowa o szaleństwie na punkcie zespołów to panna Velasco miała swoje aż trzy ulubione i prawie na okrągło słuchała piosenek tych formacji. Można, by to nazwać nawet dobrym sposobem na radzenie sobie z problemami i nieprzyjemnymi myślami. Jak własna terapia.
    Jeśli chodzi o Nancy... to nie wróciła do wciągania amfetaminy. Jednak, kiedy tylko widziała gdzieś na imprezach jakikolwiek niezidentyfikowany, biały proszek to wręcz od razu z chęci złamania się kręciło jej się aż w głowie. Trudno było sobie powiedzieć "nie". Musiała jednak przyznać, że nie brała. Nie była z siebie dumna, a chyba powinna.
    Udała urażoną. - A twierdzisz, że nie umiem przeskoczyć przez płot? - mruknęła niby to obrażonym tonem. Nancy nie obrażała się o byle co, ba!, ona nie miała tendencji w żadnym razie do strzelania fochów. Chyba nie była typem rozpieszczonej, jasnowłosej księżniczki, która musi mieć wszystko od zaraz na zawołanie. Pokiwała głową z zainteresowaniem wypisanym na twarzy. Zeskoczyła z murku. Fakt faktem była niższa od Willa, dlatego też musiała unieść nieco głowę w górę. Wskazała ręką na drzwi wejściowe do budynku. - W takim razie prowadź, mistrzu, do tego swojego królestwa. - dodała z zadziornym uśmiechem blondynka.

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiedzieć czemu zaczerwieniłam się kiedy powiedział, że mnie rysował. Spojrzałam na obrazek. - Ładnie. - mruknęłam uciekając gdzieś wzrokiem. Rysunek był serio świetny, ale przecież nie powiem tego obcemu chłopakowi. - Tak w ogóle jestem Maggie. - powiedziałam cicho i wróciłam na swoje miejsce, że chłopak mógł dokończyć.
    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, wiedziałam coś na temat długich przerw. Gdybym teraz miała śpiewać to co śpiewałam kiedyś, nic by z tego nie wyszło. W sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie śpiewałam odkąd poznałam Travisa. A teraz to mi pomagało w walce z moimi demonami. Will... Całkiem fajne imię, pomyślałam. Znów położyłam głowę na kolanach, które podciągnęłam pod samą brodę. - Jak długo tu jesteś? - zapytałam cicho.
    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  14. [Pewnie, a masz jakiś pomysł? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie wiem może być dobre, ale to chyba ja będę musiał zacząć nie ? ]

    OdpowiedzUsuń
  16. [O matko, no dobrze ;D ]
    Wstać lewą nogą i na kacu to najgorsze co można było zrobić rano i wczorajszej nocy. Kawa, jedno słowo mu grało w głowie i jakby czesały jego włosy. Wziął kubek i podał go kucharce. Patrzała na niego z pogardą i zniesmaczeniem
    -Też sobie zazdroszczę wczorajszej imprezy - spojrzał na nią z takim samym sposobem. Na to prawie pięćdziesięcioletnia kucharka zaczęła przedrzeźniać jego słowa jak dziecko. - Definitywnie zazdrości - spojrzał na nią przerażony. Z myślą o tym co było przed chwilą w stołówce wyszedł na dwór. Doszedł do wniosku że ludzie jednak cofają się z wiekiem. Usiadł na ławce i pił kawę, na początku nawet nie rozglądał się na boki tylko wpatrywał w basen dla ptaszków. Strzygły myły obie piórka i piły wodę nabierając je do małych dzióbków. Pod drzewem siedział chłopak, którego Bill już kiedyś widział. Spojrzał na to co miał w dłoni i uchylał do ust. Sądząc po tym że butelka była owinięta w papier oraz grymas chłopaka, który pojawiał się po upiciu łyka stwierdził że to musiał być alkohol. Nie ważne jaki, dobrze wiedział jakie konsekwencje czekają jak cię złapie jeden z ochroniarzy bądź nauczycieli. - Zrezygnował bym z picia na zewnątrz - odezwał się chłopaka

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Przepraszam, błagam na kolanach o wybaczenie, że nie odpisywałam tak długo. :** Wiesz, że Cię kocham, prawda? xD]

    - Czyli mam się przygotować na to, że będę chciała... resztą, nie ważne. - po co ja chciałam się zwierzać jakiemuś obcemu chłopakowi? Widać, że nie miał ochoty słuchać, więc zamknęłam się i siedziałam cicho, myśląc.
    [ Mózg mi wysiadł, przepraszam :/]
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  18. - W kulturze człowieka leży też to, aby nie naciskać. - odparowałam. Oparłam brodę o kolana i szepnęłam - Chciałam powiedzieć, że jeszcze bardziej niz do tej pory będę chciała brać. - powiedziałam to cicho i do swoich własnych kolan. Oczywiście, byłam na to wszystko przygotowana, ale nie wiedziałam, że ma być aż tak ciężko.
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  19. Stoi koszmarnie przygnębiona na środku szkolnego dziedzińca, który z nieznanych przyczyn, już dawno obrósł w trawę; jest jakaś taka brudnozielona, miejscami żółta, jedna z czarnych mrówek, dzielnie dźwiga mały listek. Wątła dłoń, po cichu wędruje aż do ciemnych włosów, te zaczesując delikatnie za ucho, nie pamięta, kiedy ktoś zaczesywał jej włosy, kiedy ktoś dotykał tych włosów. Chyba matka. To chyba był listopad, dużo destrukcyjnego, kwaśnego deszczu i przyjemnie skraplającej się po policzkach mgły. Mgła pod kołdra, mgła w łóżku, umyśle, może to ciało, mgliste, szare, ciało. Usiadłaby, ale jak, gdy rosa, już dawno znalazła sobie miejsce, wcale nie w postaci idealnej kropli, osadzonej na ledwo żółtawych liściach, powoli odłączających się od reszty, ogromnego klonu przed budynkiem. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Cztery to dobra liczba. Cztery miesiące. I przyrzeka sobie, że gdy znów, ktoś z cynicznym uśmiechem oraz ordynarnym tonem oświadczy jej, że ma przestać zgrywać egzystencjalną, bojową sukę, która rozprawia o poezji, późnym, kończącym się latem, uśmiechnie się tak słodko, jak tylko będzie potrafiła, a potem, z całym żalem i nieprzychylnością, jaka w niej siedzi, powie mu, że tak naprawdę, to przecież tylko gra słów, nieodpowiednio, przez wszystkich odbierana. Tylko gdzie ta cholerna zapalniczka, gdy papieros między palcami, a włosy, targane przez wiatr w oczach, a dno torebki, wydaje się jeszcze większe niż zazwyczaj.

    OdpowiedzUsuń
  20. Uniósł brew i zastanowił się czy aby na pewno jest osobą która chciałaby kogoś nawracać. Na pewno zazdrościł jak na alkoholika przystało, chociaż z drugiej strony - Trafiłeś chyba na ostatniego człowieka który by cię umoralniał - upił duży łyk kawy i zapalił blanta. Jakby się rozluźnił, ale nie za bardzo. - ja mogę tylko ułatwić pobyt tutaj - brzmiało jak kusząca propozycja, czy chłopak by na nią przystał jego wola.

    Meds

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaciągnął się i powoli wypuszczał dym z ust, który kołysał do góry. Zabawne, picie nie było dobrze, a palenie czegoś o tak charakterystycznym zapachu już tak? Co z tobą Meds?
    - Zależy o tego czego potrzebujesz - przeczesał włosy, które i tak wróciły na swoje miejsce.
    Jego oczy przymykały się coraz widoczniej, zastanawiał się jak wejdzie po schodach, z drugiej strony zaczął rozważać opcję teleportacji. Tak jest dziwny.


    Meds

    OdpowiedzUsuń
  22. Początkowo, może nieporadnie, rejestrując głos, na pewno nieznany aż do tej pory, unosi zmęczone oczy i pozwala ciemnym rzęsom, zamrugać parokrotnie. A potem niespiesznie nachyla się całą swoją, kruchą sylwetką, aby końcówkę miętowego papierosa, połaskotać delikatnie jasnym płomieniem ognia, wydobywającego się z trzymanej przez niego zapalniczki. A potem, tak, jak stoi, wypuszcza powoli ten pierwszy, nieprzyjemny dym, wciąż słuchając. Bo głos miał ciepły, może trochę jeszcze zbyt młody i buntowniczy, ale ciepły.-Dziękuję.-Wydobywa z siebie jedynie to jedno, spokojne słowo, a niebieskie oczy, dopiero teraz zauważają twarz chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Jasne, Will, milczę jak grób. - powiedziała, poruszając dla efektu brwiami. Wykonała najpierw gest jakby zasuwała na suwak usta, a potem zamknęła je na klucz i ostatecznie zdecydowała się wyrzucić go cholera jasna wie dokładnie gdzie. Zaraz jednak się uśmiechnęła z rozbawieniem. - Miło mi dostąpić takiego zaszczytu. - dodała siląc się na śmiertelnie poważny i bardzo oficjalny ton, nawet dygnęła jak panie na dworze królewskim. Zaraz jednak się roześmiała. Że też takie głupie myśli mogą krążyć jej po głowie.
    Rozejrzała się przelotnie. Blondynka zajęła sobie miejsce na łóżku, przysiadając gdzieś na jego skraju. Dostrzegła na biurku znane sobie papiery. Nancy przecież chodziła na terapię i naprawdę dobrze jej szło, do czasu aż nie widziała nigdzie białego proszku. Jeszcze nigdy go nie wciągnęła co prawda, ale było blisko. Uratowały ją strzępy rozsądku. Może to i lepiej, chociaż kto wie?
    - Ależ skąd, dotarło do mnie, że to elegancka zmyła. Widzę, że wiesz co zwinąć, ale w sumie co ja tu się dziwię? Przecież mam tutaj do czynienia z prawdziwym koneserem.

    [Oczywiście, przebacz mi za to lenistwo (co prawda chodziło raczej o to, że bez przerobionej karty to mi nie szło pisanie, cóż xD) i opóźnienie w odpisie ;p]

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  24. O co mu chodziło ? O zdobycie klientów i stałego dochodu. Zastanówmy się co on tak na prawdę robił w szkole, miał ustawione życie na najbliższe siedemdziesiąt lat do przodu. Chyba że ktoś go postrzeli i zabije, to inna sytuacja, ale nie miał się tak na prawdę o co martwić. A jednak był ktoś kto czekał tylko na jego fałszywy ruch, więc nie mógł ruszyć konta bankowego, bo dla rządu i innych organizacji miał zniknąć i uśpić ich czujność. - to zależy od tego czego będziesz chciał. - uśmiechnął się chytrze.

    OdpowiedzUsuń
  25. Owszem panna Velasco również potrafiła zachować dyskrecję. Wszystkie powierzone jej tajemnice można było śmiało uznać za bezpieczne. Nie widziała sensu w rozpowszechnianiu ich albo opowiadaniu komukolwiek. Wiedziała, że na ogół plotkarze nie mają pisane tego na twarzy, więc trzeba było uważać komu się ufa.
    Roześmiała się głośno. - Tak, pewnie zrobiłabym furorę na dworze królewskim wśród koleżaneczek królewny. - machnęła ręką, bo dokładnie nie wiedziała czy to co powiedziała ma jakiś sens i czy rzeczywiście wpasowałaby się w jakieś podstawowe kanony.
    - Może za to, aby Twój kolega nadal był skory do dzielenia się? - przechyliła głową i posłała mu spojrzenie typowe dla spiskowca. Uśmiechnęła się nawet wyraźnie.

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  26. Słysząc pierwsze ze słów, wydobywających się z ust chłopaka, podąża powoli wzrokiem za burzą jasnych, ułożonych w nieładzie włosów, a drobny, kryjący w sobie tą nieodpartą nutę rozbawienia uśmieszek, zostawił na końcówce papierosa odcisk czerwonej szminki; powłoka nienaturalnie popękanych ust, była dobrym wyjściem, jeśli chodziło o utajenie samo-destrukcyjnego stanu bycia.-Znowu dostanę różowe kredki, aby rysować drzewa. Muszę przy tym uważać, aby pień nie był zbyt gruby, bo to oznacza agresję, a także pilnować, aby gruszki, były duże i kolorowe, bo to będzie udowodnieniem, że chcę się wyrwać z tego organicznego gówna.-Mówiąc cicho, bez wyrazu, wypuszcza dym powoli, nie bardzo wiedząc, czy to zniszczone doszczętnie organy, czy też znikoma temperatura na dworze, sprawia, że para z ust, mieszana z dymem, daje zabawny efekt, równie dobrze mogłaby być lokomotywą.-Widocznie miałeś mało szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  27. -Zawsze taki jesteś?-Pyta po chwili, mijając bez słowa nieco wyższą sylwetkę chłopaka, tylko po to, by zająć sobie miejsce na oparciu starej, obdrapanej ławki, a zapadnięte, zmęczone oczy, wystrzegając się najmniejszej z oznak braku poprawnej funkcjonalności, zawiesiły ponownie na nim swój wzrok.-Will. Może być. Mów mi Ariana.-Mówi po chwili, tonem głosu nieco obojętnym, po czym gasi niedopałek papierosa o drewnianą część ławki.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Może jakiś wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  29. Nancy również uśmiechnęła się. Jej uśmiech był szeroki, pogodny i beztroski. Taa, imprezki pierwsza klasa jeśli dostaje się takie upominki na drogę. Bądź co bądź, ale nie wszyscy są skłonni dzielić się swoimi trunkami i ogólnie nazwijmy takie obiekty skarbami. Blondynka co prawda nie miałaby nic przeciwko, o ile lubiłaby taką osobę. Panna Velasco należy wspomnieć, że jakaś szczególnie chytra nie była.
    - Jeśli takie okazje się nadarzą to trzeba korzystać, Will - powiedziała wesoło. Oparła się jedną ręką na materacu łóżka chłopaka, na którym obecnie zajmowała sobie miejsce. Obserwowała swojego rozmówcę uważnym i interesowanym wzrokiem. - Tacy kumple to na wagę złota. Mówię całkiem serio, ale Tobie wcale nie muszę tego tłumaczyć. Kiedyś w Nowym Jorku też miałam takich znajomych. Następnego dnia po imprezie robili rzeczy prawie, że magiczne, bo po nich nie wyglądało się nawet na kaca.

    [Wybacz, że tak późno. Wydawało mi się, że publikowałam już ten odpis. To musiał być mój błąd :D]

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  30. - Nie ma co tutaj temu zaprzeczać. - zaczesała jasny kosmyk za ucho, który jeszcze przed chwilą opadał jej na oczy. Niestety, bądź stety blondynka nie miała w zwyczaju wiązać włosów. Pokiwała głową, słuchając go uważnie. Co pewien czas mrużyła oczy albo przypatrywała mu się nieco uważniej. Owszem, potrafiła nieźle wpajać komuś coś co powiedziała i zrobić to w taki sposób, aby ta osoba nie zaczęła wątpić w jej słowa. Nie często sięgała po takie sztuczki, których nauczyła się w czasie nałogu. - Znam tą zasadę. Nie raz z niej korzystałam, aby uratować swoją skórę. Wyglądam nawet dość niewinnie, a dobra gra aktorska tylko pomaga się wybronić. - wzruszyła ramionami i upiła nieco trunku. Roześmiała się wesoło, perliście. Przechyliła lekko głowę w bok, lustrując Williama uważnym spojrzeniem. - Ty tak na serio czy tylko się zgrywasz? - mruknęła z pogodnym uśmiechem.

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  31. Kto wie? Ludzie lubią stroić sobie żarty. Dlatego lepiej jest się upewnić, nawet jeśli widząc reakcje osoby pytanej musi się przygryzać dolną wargę, aby rozbawiony, zdradliwy uśmieszek nie wpełznął.
    Wzruszyła ramionami. - Wolę się upewnić na sto procent. - mruknęła z dosłyszalnym w głosie chichotem, jakby rozpuszczonym gdzieś, właściwie nie wiadomo gdzie. Nie dopowiadała już nic, tylko grzecznie poczekała aż Will dokończy w końcu swoją wypowiedź bez wtrąceń z odpowiedzią blondynki. Zachichotała mimowolnie, słysząc ten charakterystyczny ton. Wydawał jej się niezwykle zabawny. W zestawieniu z jego osobą, oczywiście. - Skoro tak to nie pozostaje mi nic innego jak tylko przystać na Twoją propozycję, bo grzechem byłoby odmówić, mimo że w żadne bóstwa nie wierzę, ale to taka zabawna konstrukcja, że postanowiłam ją wykorzystać. - dodała w końcu. Uśmiechnęła się lekko. - Mam tylko nadzieję, że Twoi znajomi nie lubują zbytnio wciąganych używek, wtedy mój odwyk może pójść się, że tak to ładnie ujmę "jebać".

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  32. [Okej, czemu nie.]

    OdpowiedzUsuń
  33. - Uff - odetchnęła z wyraźną ulgą. To nie tak, że panna Velasco nie chciała z własnej nieprzymuszonej woli wrócić do nałogu, chodziło raczej o to, że zbyt wiele, by ją to kosztowało. Za dobrze już sobie z tym radziła. Niekoniecznie widząc wciągany proszek, strzykawki czy tabletki. Po te dwie ostatnie formy nie sięgała wcale lub niezwykle rzadko. - To dobrze, bo ktoś musiałby mnie wtedy trzymać cały czas za rękę, abym nie zechciała się złamać i dołączyć do grupki ćpunów. - dodała z niezbyt wesołym uśmiechem. Mało ciekawa wizja. Może w pewnym sensie jednak była interesująca i pociągająca, ale gdzieś tam głęboko. Bardzo głęboko ją do tego ciągnęło. - Tylko bez wzruszeń, Will. - mruknęła ze śmiechem, a potem już uśmiechała się w ten tajemniczy sposób. - Myśli o wolności są najlepsze. Ja na przykład mam problemy ze snem. Drzemki, kawa i cienie pod oczami to coś co gwarantuje mi przetrwanie i codzienne oglądanie wschodów słońca. - wzruszyła ramionami.

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  34. Słuchała go uważnie. - Może się o Ciebie martwiła? To zazwyczaj kieruje rodzicami. Moimi nie, ale to inna kwestia. - tak, rodzice panny Velasco byli zajęci swoimi własnymi problemami. Nie mieli czasu dla własnego dziecka. Takie życie. Rozejrzała się po jego pokoju, tak jakby to miało jej pomóc w zwierzeniach. - Ja tu jestem za sprawką stryja, któremu zdradziłam sekret dotyczący, że biorę. Stwierdził, że dobrze będzie jak przeniesie mnie z obecnego otoczenia do zupełnie nowego. Z Nowego Jorku do Londynu. Słodko, nie ma co. Szczególnie, kiedy ludzie gapią się na mnie, gdy słyszą mój akcent. Kiedyś jakaś stara babcia obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem. - powiedziała spokojnie, kręcąc głową. Nie rozumiała takich osób jak przytoczona staruszka. Ale cóż poradzić na ograniczenia? Przecież pojawiły się nagle i zasiały się w umysłach ograniczonych ludzi. Przy takich to nie tylko ręce opadają, ale i spodnie. Wiedziała, że Williamowi może nie chodzić tylko o to co powiedziała, ale nie zamknęła przecież tej rozmowy żadną wypowiedzią. Nie uciekała od szczerych rozmów. Taki typ, czy coś w ten deseń.

    Nancy

    OdpowiedzUsuń
  35. [Z mila checia, ale ja na chwile obecna konceptu nie mam ;) Jakies pomysly? :)]
    C. C. Barker

    OdpowiedzUsuń
  36. -Taki sprzeczny. Narzekasz na to, jaki jesteś przykry, że musisz chodzić na terapię, na którą wcale nie masz ochoty i opowiadać o swoim życiu obcym ludziom.. Ale to robisz. -Stwierdziła po chwili, oglądając uważnie wydobywający się szary dym, z uchylonych warg chłopaka i nie zdejmując z twarzy subtelnego uśmieszku, zeskoczyła z ławki, stając tuż na przeciwko jego postaci. Przechylając delikatnie głowę, wyszukała wśród jasnych włosów, jeden z zmąconych kosmyków, a sięgając ku niemu powoli długimi palcami, zaczesała mu go za ucho, z matczynym odruchem nieco komicznej troski-To Ty decydujesz, czy jesteś wolny, Williamie.

    OdpowiedzUsuń
  37. [W porzadku, ale zeby nie byl az tak pijany, zeby watek sie szybko skonczyl :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. [Dobra, cos tam wymodze :)]

    Lezal na lozku i nie mogl zasnac. W jego glowie kolatalo sie mnostwo mysli. Glownie samobojczych, co jeszcze podycala depresyjna muzyka Silencera. Cone wrecz chcial byc taki jak Natramn. Chcial byc tak chory psychicznie, ze dali by mu dozywocie w zakladzie. Moze wtedy odcial by sie od tego wszystkiego co go dreczylo, a zwlaszcza od lekow, ktorych jakos nie mogl przestac brac. Probowal kilka razy, ale zawsze wtedy mial sny, w ktorych pojawiala sie ona. Ta, ktora go w to wszystko wciagnela, a potem prawie zaprowadzila do grobu, przedawkowywujac.
    Zrezygnowany, usiadl na lozku, wyjal z szuflady zyletke i nacial sie kilka razy. W momencie, gdy w chwili rozpaczy przylozyl narzedzie do zyly, do pokoju wpadl jakis nieznany mu chlopak. Wygladal na lekko wstawionego, delikatnie mowiac.
    - Nie pomylily sie panu drzwi przypadkiem? - mruknal do niespodziewanego przybysza.

    [Troche lipne, moim zdaniem, ale od czegos trzeba zaczac :)]

    OdpowiedzUsuń
  39. -Troszkę zagubiona ta niewiadoma. Zabiorę Cię w jedno miejsce.-Cofa beznamiętnie swoją dłoń, zaraz to poczynając również z ciałem i oddalając się na mniej więcej, kilka nieznacznych kroków, odwraca głowę, posyłając mu przyjemny, delikatny uśmiech, w oczekiwaniu, że zostawi w końcu już dawno skończony niedopałek papierosa.

    OdpowiedzUsuń
  40. Cone mial ochote uderzyc niespodziewanego goscia, ale ostatkiem sil sie powstrzymal. Pochylil sie nad chlopakiem z wsciekloscia w oczach. Nie zwazal na to, ze po rece powoli skapywala mu krew.
    - A to dziela, ze prawdopodobnie numerki sie panu popieprzyly - wysyczal, patrzac mu w oczy. - Pech chcial, czy raczej promile, ze trafil pan pod czternasty, poza tym nie wydaje mi sie, zeby to byla dwojka, nieprawdaz?

    OdpowiedzUsuń
  41. - Denerwuje sie, bo to lubie - warknal. Slyszac uwage chlopaka spojrzal na swoja reke.
    - Moja krew przynajmniej nie zawiera alkoholu, czego raczej nie mozna powiedziec o twojej - Cone odwrocil sie, zapalil swiatlo i wyjal z jednej z szafek wode utleniona i bandaze.
    - Przez piec lat nic mi sie nie stalo to i teraz nie powinno - mruknal, polewajac reke. Po kilku minutach juz byla szczelnie zawinieta.

    OdpowiedzUsuń
  42. - Chce czy nie chce... Nie obchodzi mnie to - mruknal, wstajac z krzesla. Wylaczyl swiatlo, po czym szybko usiadl.
    - Od zawsze bylem wszystkim obojetny, nikt nie traktowal mnie powaznie. Moze oprocz jednej osoby, ale to juz definitywna przeszlosc i chocbym nie wiem jak chcial nie wroci. Poza tym, lubie moje blizny.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Rownie dobrze moglbym cie spytac o to samo - Cone oparl sie na krzesle, zwracajc sie przodem do chlopaka. - Z tego co wiem to ten pokoj jest moj i raczej nie jest przystosowany do pomieszczenia wiekszej liczby lokatorow niz jeden. Widocznie promile troche ci na wzrok wplynely, ze nie potrafisz odroznic swojego pokoju od czyjegos.

    OdpowiedzUsuń
  44. Obserwujac poczynania chlopaka Cone tylko westchnal. Trudno, najwyzej kolejna nieprzespana noc. Przywykl do tego. Zreszta, do rana nie jest tak daleko.
    - Pytanie... - mruknal, biorac od przybysza butelke. Pociagnal kilka lykow i postawil ja na biurku. W kolejnym naglym przyplywie rozpaczy i desperacji zaczal grzebac w jednej z szuflad w poszukiwaniu jakichkolwiek tabletek. Znalazl tylko jeden listek jakichs pigulek nasennych. Powoli, jakby z namaszczeniem, zaczal wyciskac jedna po drugiej.

    OdpowiedzUsuń
  45. Cone byl wsciekly jak cholera, ze chlopak przeszkodzil mu w procederze, ale nie wiedzial do czego jest zdolny, wiec wlozyl do ust dwa palce i zaczal wymiotowac. Po chwili skonczyl i podszedl do umywalki, zeby przeplukac usta. Odwrocil sie do chlopaka, patrzac na niego ze zloscia.
    - Dzieki. Jak cholera. Czemu zawsze musi sie znalezc ktos, kto musi mi przeszkodzic? Czemu ja zawsze musze miec takiego cholernego pecha?! - prawie krzyczal. W furii kilka razy z calej sily uderzyl piescia w sciane, zdzierajac sobie z kostek naskorek.

    OdpowiedzUsuń
  46. -Mam w torbie pół butelki whiskey, do tabletek, czasami lubię zagwarantować sobie kompletną ucieczkę. Chyba rozumiesz co mam na myśli, im więcej pijesz, tym lepiej śpisz, a gdy śpisz, nie męczy Cię głód. Ładny układ.-Nie odpowiadając na zadane przez chłopaka wcześniej pytanie, swoje kroki kieruje aż do końca dziedzińca szkoły, a upewniając się jeszcze, że w pobliżu nie ma żadnego, wyedukowanego osobnika w postaci nauczyciela, przeciska się delikatnie przez sporą szparę w murze, wychodząc zaraz na leśną ścieżkę. Czując przyjemny trzask patyków, uśmiecha się błogo, i posyłając ten uśmiech w stronę towarzysza, zachęca go ruchem dłoni, by podążał za nią dalej.

    OdpowiedzUsuń
  47. -A teraz? Sypiasz dużo, Will?-Pyta, z wyczuwalnym uśmiechem na ustach, a gdy tylko kilka kosmyków ciemnych włosów wpada do oczu, odgarnia je niedbale za ucho, jeszcze przez chwilę przemierzając kawałek zarośniętego, iglastego lasku, uważając przy tym bardzo dokładnie, by nie wbić sobie przypadkiem takiej zielonej gałązki prosto w twarz. W końcu i drzewa się kończą, a oni docierają do małej polanki, gdzie trawa, już bardziej żółtawa, przez panującą dookoła jesień, kończy swoje letnie, kruche życie. Siada zaraz na samym środku, poklepując dłonią wolne miejsce obok siebie.

    OdpowiedzUsuń
  48. -Bezsenność nawet da się polubić. Nauczyć z nią obcować.-Mruczy pod nosem, jeszcze przez chwilę przyglądając mu się z nalezytą uwagą, a nasłuchując kolejnych słów, uśmiecha mimowolnie pod nosem. Zaraz sięga do torebki, przewieszonej na prawym ramieniu, by móc wydobyć z niej zaczętą butelkę złoto połyskującego płynu, w postaci whisky.-Jedna więcej nie szkodzi.-Szczupłymi palcami sięga czarnej zakrętki i pozbywając się jej jednym ruchem, podaje mu butelkę, zachęcająco poruszając brwiami.-Za początek dobrej znajomości.

    OdpowiedzUsuń